poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Od Pelikara do Floxii

Spokojnie wygrzewałem się na kamieniu znajdującym się koło rzeki. W ostatnim czasie praktycznie w ogóle nie wychodziłem ze swojej nory, ponieważ musiałem przetłumaczyć jakąś grubą księgę na lisi. Ogólnie to nie sprawiło mi jakiś większych problemów, a nawet było przyjemne tylko, że podczas tłumaczenia okazało się, że to była... książka kucharska. Sprawdziłem czy nie było gdzieś jakiegoś szyfru, lecz na stronicach wszystko było 'powiedziane' wprost. No cóż, przynajmniej do końca życia zapamiętam z czym podawać bażanta lub jak sprawnie upiec szaraka...
Z moich rozmyślań wybudził mnie zapach innego lisa ( albo lisicy), podniosłem lekko głowę i zacząłem wpatrywać się swoimi brązowymi oczami w stronę z której pochodził zapach. Zastrzygłem uszami słysząc jak ten ktoś powoli zbliża się w moją stronę. Po chwili wyczekiwania z pobliskich zarośli wyłoniła się rudo - czarna lisica. Ciekawe czy jest ze stada? Samica musiała jeszcze nie wyczuć mojej obecności - pewnie przyszła tu by zaspokoić pragnienie i nie spodziewała się, że kogoś spotka, a do tego wszystkiego moje futro nawet dosyć dobrze maskowało moją obecność. Ja oczywiście nie jestem tchórzem i nie zamierzałem ukrywać się przed lisicą. Nabrałem powietrza i zacząłem.
- Dobry dzionek, nie przeszkadzam? - zagadnąłem wesoło jednocześnie wstając. Ruda odpowiedziała bez zastanowienia.
Flox? Mam ciekawy pomysł na fabułkę, więc w swoim opku nie musisz dużo robić

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.