niedziela, 2 kwietnia 2017

Od Lori - WB #5

Otworzyłam leniwie oczy i rozciągając się wyszłam powoli z prowizorycznej norki. Tego dnia wyjątkowo się źle czułam - pewnie moja wczorajsza kolacja przyprawiła mnie o jakąś chorobę czy coś w tym stylu.
- No cóż, nic nie poradzisz... - mruknęłam do siebie cicho i ruszyłam w poszukiwaniu jakiegoś wodopoju. Niestety okazało się, że w parku nie było żadnego jeziorka lub chociaż oczka wodnego, ale w sumie i tak miałam się jeszcze tamtego dnia stamtąd wynieść. 
***
Powoli ogromne biurowce zaczęły ustępować miejsca coraz to mniejszym blokom, by w końcu w okolicy widoczne były tylko domki jednorodzinne. Byłam już wybitnie zmęczona całą moją podróżą - nogi nie miały już siły nieść ciężaru, którym było moje ciało, głowa mnie okropnie bolała, w brzuchu mi burczało, czułam pragnienie, po prostu chodzące nieszczęście. W moim umyśle toczyła się zażarta walka - poddać się czy nie. Jednak w końcu zobaczyłam w oddali piękną i soczystą zieleń lasu, zaczęłam się upajać tym widokiem, bo on dodawał mi sił i nadziei. Przyśpieszyłam tempa. Wyobraziłam sobie jak gdzieś w tym pięknym zbiorowisku roślin biegają zające, jelenie, sarny i wszystkie inne stworzenia które tak jak lisy mają potrzebę życia w lesie...
Im bardziej się przybliżałam do ściany zieleni, tym bardziej odczuwałam potrzebę oddychania świeżym leśnym powietrzem, więc praktycznie tam biegłam i nic nie mogło mnie przed tym powstrzymać... Nagle zatrzymałam się tuż przed brzegiem... jeziora. Nie wiem jak mogłam go wcześniej nie zauważyć, ale nie powinnam narzekać - napoiłam się przy wodopoju i wskoczyłam do wody z zamiarem przepłynięcia zbiornika. Mimo mojego wcześniejszego zmęczenia czułam wyjątkową przyjemność z aktywności którą teraz wykonywałam, słyszałam jak z pomiędzy drzew wydobywa się melodyjny śpiew ptaków i z zachwytem patrzyłam jak zieleń odbija się w tafli wody jak w jakimś ogromnym lustrze. Ogólnie takie sytuacje są u mnie zwykle poświęcane na długie kontemplacje o życiu, celu istnienia i innych podobnych głupotach którymi się interesuję. Pewnie i tym razem by tak byłoby, gdyby nie mały punkcik na odległym horyzoncie który wydawał się do mnie przybliżać.
- Czy to nie jest przypadkiem Jarvis? - zapytałam siebie cicho wpatrując się w horyzont. Po chwili niewyraźna plama zaczęła nabierać kształtu i moim oczom ukazał się znany ptak.
- Tutaj jestem! - zaczęłam krzyczeć w stronę odnalezionego towarzysza, na co on zniżył lot i mogłam już dokładnie go zobaczyć - wyglądał na wyjątkowego wycieńczonego i w jednym miejscu miał ślad po jakiś pazurach. - Co ci się stało?! - zapytałam wystraszona widząc jego stan, na co on jedynie wskazał głową drugi brzeg jeziora.
Po chwili stałam już pewnie na piaszyczystym brzegu, wpatrując się w przewodnika oczekując jakiś znaków które wytłumaczyłyby mi co się stało, lecz Jarvis chyba nie za bardzo był w humorze - machnął strzydłem jakby odganiając zadane pytania. Przez chwilę staliśmy w ciszy, którą przerwało... burczenie w moim brzuchu. Mój towarzysz chyba już tam kiedyś był bo bez zastanowienia wskazał na pobliski krzak, gdy go obejrzałam dokładniej odkryłam, że po drugiej stronie był gęsto pokryty owocami. Co znaczyło zaspokojenie głodu, tak też się stało. 
***
Szłam w milczeniu pomiędzy łanami zboża, czułam się tak jakbym już kiedyś widziała to miejsce i powracałam do niego po latach. 
- Jarvis... a czy w ogóle wiesz gdzie mnie prowadzisz? - zapytałam się, na co on skinął twierdząco głową. - To gdzie? - miałam nadzieje na uzyskanie odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie, ale mój kochany towarzysz je zignorował. Nie polepszyło mi to zbyt humoru, ale cóż poradzić? Nie da się nikogo zmusić.
Nagle Jarvis błyskawicznie skręcił w lewo, przyśpieszając lot. To nie był dobry omen... Ruszyłam biegiem za nim, do dziś nie wiem co to było...
- Co się dzieje?! -krzyczałam spanikowana odwracając głowę, coś tam się ruszało... coś wyjątkowo dużego. Skupiłam wszystkie siły jakie miałam by móc uciec od tego niebezpiecznego stworzenia, co za skutkowało przegonieniem Jarvisa. Czułam jak teren powoli zaczyna się podnosić, a bieg pod górę nie jest zbyt dobry dla kogoś uciekającego. Gdy już byłam na szczycie wzgórza zobaczyłam przed sobą zarys małej ludzkiej wsi, zwykle oczywiście bym skręciła, ale dźwięk zbliżającego się wroga wydawał się straszniejszy niż możliwość spotkania człowieka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.