sobota, 1 kwietnia 2017

Od Chalize CD opowiadania Ace

Spojrzałam zdezorientowana na mojego partnera. Uciec? Ale jak? Nie znamy tego miejsca, korytarzy... Zapewne dopadną nas zanim w ogóle skojarzymy, gdzie jest wyjście. Ehh.. ale ze mnie pesymistka. No nieważne.
- Ace? - zapytałam szeptem, rozglądając się po celi. - W którą stronę teraz...?
- Na początku do wyjścia. Potem do sfory. Potem po Lizzie... - na jego pysk wstąpił złośliwy uśmieszek. - Albo nie, nie po Lizzie. Potem do legowiska...
- Ace! - zaśmiałam się cicho, lecz potem przeszłam w surowszy ton. - Mówię teraz. Znasz trasę?
Lis zamyślił się. No tak.. niby jak miał pamiętać całą trasę. Trochę już tu jesteśmy. Mógł zapomnieć. Gdzieś w głębi serca żywiłam nadzieję, że jednak pamięta cokolwiek, naprawdę cokolwiek. Bo jeśli nie, pierwsze lepsze rozgałęzienie może nas zgubić.
- Dobra, wychodzimy. - zdecydował, po czym zdecydowanym ruchem pociągnął mnie za sobą.
Stawialiśmy kroki bardzo ostrożnie, byleby nie narobić hałasu. Cały czas nasłuchiwałam wszelkich niepokojących odgłosów, takich jak na przykład kroki czy krzyki. Nic. Cisza. Strażnicy widocznie byli teraz w okolicach tunelu i czekali, aż wpadniemy im w łapy. Ha! Niedoczekanie. Jeśli cały plan się powiedzie, nie doczekają się tego nigdy.
Nagle stanęliśmy na rozgałęzieniu.
- Gdzie teraz? - szepnęłam gorączkowo. - Prawo, lewo? - Uh, sama nie pamiętałam, którędy szliśmy.
- Lewo. - odparł pewnie.
Położyłam po sobie uszy i skręciłam w tamtą stronę, jednak coś mi nie pasowało. Tak... Coś mi wybitnie nie pasowało. Czułam przejmujący niepokój, jakby zaraz miało stać się coś złego. I stało się. Kiedy końcówki naszych ogonów znikły w rozwidleniu, cały lewy tunel wypełniło światło. Było tak jasne, że aż pociekły mi łzy. Chcieliśmy zawracać, ale... tunel się zawalił. Byliśmy uwięzieni!
- Chazli? - Ace był tak samo zdezorientowany i zdenerwowany jak ja. - Chazli, jesteś tu?
- Jestem... - Lekko otarłam się o jego bark. - Co teraz?
- Nie mamy wyjścia. - Hałaśliwie przełknął ślinę. - Idziemy do przodu.
***
Z każdym kolejnym krokiem coraz wyraźniej czułam zapach róży i coraz jaśniej się robiło. W końcu stanęliśmy w... komnacie? Zapach róży był naprawdę wyraźny, a do tego było bardzo ciepło. Po środku komnaty siedziała lisica. Nie byle jaka, bo wielkości boga. Kiedy odwróciła pysk w naszą stronę, aż krzyknęłam. Wyglądała tak samo jak moja matka przed nabawieniem się wszystkich blizn i odleżyn.

Ace?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.