Flox podbiegła do mnie z promiennym uśmiechem na pysku, odwzajemniłam go, ta sztuczka wyszła jej świetnie.
- To było genialne! - obrzuciłam jeszcze raz wzrokiem leżącego tresera, widać było, że nie stało mu się nic poważnego, a jedynie jego urażona duma nie pozwala mu wstać tak szybko. Zwierzęta głupkowato się na niego patrzyły jakby zdumione faktem, że gość który ma nad nimi coś w rodzaju władzy, leży z powodu jednej srebrno - rudej lisicy. Armado iście zniesmaczony tym faktem zaczął powoli się podnosić, piorunując nas przy tym wzrokiem. Cisza która w tym momencie nastąpiła była tak gęsta, że byłam wręcz pewna, że można by ją pokroić.
Dwunożny wstał, otrzepał się próbując przywrócić sobie resztki godności i nagle krzyknął pełnym gniewu głosem.
- Do klatek!!! Wszyscy!!! - słowa potoczyły się po pomieszczeniu i w już następnym momencie wszystkie stworzenia pobiegły do pokoju z klatkami. - Wy zostajecie! - dodał po chwili, lecz w sumie to i tak nie mogłyśmy uciec. Spojrzałam się nerwowo w stronę Flox i okazało się, że lisica nie wygląda na przestraszoną, dodało mi to trochę otuchy. Przecież nie byłam sama, miałam przyjaciółkę i nawet będąc w niedoli mogłam w razie czego liczyć na jej pomoc. Armando zaczął iść w naszą stronę, kątem oka zauważyłam, że jego dłonie jakby w jakimś tiku zaciskają się nagle w pięść, a potem luzuje ją.
- Zły omen... - mruknęłam cicho. Gdy dwunożny był już pięć metrów od nas Flox niespodziewanie krzyknęła:
- Uciekamy!!!
Przez chwilę nie miałam pojęcia co robić, ponieważ byłam zbyt zdziwiona tym nagłym podniesieniem głosu, lecz nie miałam czasu namysłu, Armando który chwile przedtem szedł spokojnym krokiem, teraz biegł w moją stronę z wyciągniętymi rękami. Nastroszyłam lekko sierść i już w następnej chwili pomykałam wzdłuż ścian. Słyszałam jak za mną rozlegają się krzyki nieudolnego tresera.
- Istny cyrk! - zażartowała moja towarzyszka z drugiego końca sali. Kilka zwierząt które były wcześniej w innym pokoju, teraz spoglądało na zmagania 'pogromcy'. Cała ta sytuacja zaczęła mnie śmieszyć - dwie lisice i jeden wyjątkowo nierozgarnięty człowiek próbujący je złapać... scena jak z jakiegoś komicznego obrazu, mam tylko nadzieję, że znajduje się stąd jakieś wyjście które powinno być widoczne na tym 'obrazie', co ja bredzę! Chyba zgłupiałam...
W pewnej chwili zdałam sobie sprawę, że Armando chyba nie jest aż tak głupi jak się zdawał - w pewnym momencie zauważyłam jak podbiega do mnie pod takim kątem bym odbiegła od ściany. Nagle zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę pod maską bezrozumnego faceta kryje się sprytny wąż...
- Lori, mam wyjście! - usłyszałam Flox.
- Przy sobie? - uśmiechnęłam się blado, nie zwalniając przy tym biegu, dwunożny nie poddawał się i wciąż za mną biegł, pewnie sądził, że skoro Hijo de Luna ( czy jakoś tak) go ośmieszyła to ja będę 'łatwiejsza' w tresurze...
Nagle jednak wszystko się zatrzymało - do sali nie wiadomo skąd wszedł jakiś pan w eleganckim ubraniu. Przeszło mi przez myśl, że to oznacza ratunek, lecz zawiodłam się po pierwszych słowach.
- Co tu się dzieje?! Występ już niedługo, a ty leniuchujesz!
Flox? Przepraszam za: krótkość opka i długi czas oczekiwania...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.