Ta chwila... Nic nie mogło jej tak po prostu przerwać... Wszystko, co było na świecie, czy to kwiat, czy to stworzenie, czy to strumień, w jednym zgodnym ruchu wzmacniało romantyczność
tego momentu. Otworzyłam swoje oczy, by móc zobaczyć jego - jeśli się zgodzę, mojego partnera, ale czy można przerwać te wspaniałe sekundy pocałunku dla kilku słów?
Powoli oderwaliśmy się od siebie.
- Tak! - rzuciłam się na szyję Brooke'a, byłam taka szczęśliwa! Radość rozpierała mnie od końcówki ogona po mój czarny nosek. Upadliśmy na miękką trawę i przeturlaliśmy się z dala od przepaści.
Temu wszystkiemu towarzyszyły ciche ciepłe słówka "kocham cię", ta chwila była przewspaniała...
Po kilku minutach wstaliśmy, wciąż zachwyceni ustaleniem partnerstwa.
- Brooke... - zaczęłam niepewnie, kiedy lekko ochłonęliśmy.
- Tak?
- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś teraz betą?
O dziwo, te słowa nie zrobiły na nim wrażenia.
- Tak powiadasz? - uśmiechnął się i pieszczotliwie złapał mnie za uszko, nie odpowiedziałam tylko wtuliłam się w jasne futro lisa.
- Trzeba teraz zrobić wszystkie formalności... - prawdziwa ja, w takim momencie zacznę gadać
o papierkowej robocie.
- Jutro... - odpowiedział spokojnie samiec, podnosząc głowę. - Wyobraź sobie miny alf kiedy wybudzimy ich ze snu i powiemy im o tym wszystkim...
- W sumie... Kochanie, ale zrobimy uroczysty ślub? - zapytałam się patrząc w błyszczące oczy mojego partnera, a ten pomachał twierdząco głową.
- Takie z gośćmi, kwiatami... - zaczął powoli wymieniać.
- Kwiaty już były, ale ich nigdy nie za dużo! - rozpromieniłam się jeszcze bardziej, jednocześnie delikatnie głaszcząc łapką płatki jednej z dzikich róż. Ten wieczór był chyba najlepszym
w moim życiu, miałam kochającego partnera...
Niespodziewanie zza krzaka wyskoczył nieduży zajączek, ale widząc, że wszedł
pomiędzy drapieżniki, szybko pokicał z powrotem. Z niewiadomych przyczyn, nawet przez myśl mi nie przeszło by zaatakować tego szaraczka, w sumie to w ogóle przez tą noc nie chciałam zabić jakiegokolwiek stworzenia... Położyłam się na miękkim mchu i zaczęłam wpatrywać się w pysk lisa. Kto by pomyślał, że spotkany przypadkowo samiec okaże się moją drugą połówką?
W pamięci powoli przemijały mi sceny spotkania... To jak wpadłam na niego przez przypadek, porwanie przez gremliny, ścieżka śmierci...
- Brooke...
- Tak, Ruda?
- Jak brzmi twoje prawdziwe imię? - zapytałam się, jednocześnie siadając. Przez chwilę myślałam, że lis odmówi udzielenia mi odpowiedzi, ale tak się o dziwo nie stało.
- Gallardo, rodzice tak mnie nazwali, ale... nie podobało mi się, więc zacząłem się przedstawiać bardziej powszechnym imieniem które znasz. - uśmiechnął się i zapatrzył się w stronę Księżyca.
- Mimo iż jesteśmy partnerami to nic nie wiemy o swoich przeszłościach... - powiedziałam,
ale w moim głosie nie było żadnej nutki wyrzutu.
- Wiesz, w końcu chyba się liczy tu i teraz? Ale tak naprawdę to możemy trochę
o sobie poopowiadać... - Brooke usiadł tuż obok mnie.
Zamknęłam lekko oczy oddając się wspomnieniom które jak się mi wydawało - napływały wraz
z każdym tchnieniem wiatru.
- Urodziłam się w jakieś skromnej ludzkiej szopie, w sumie to nie mam co o niej opowiadać: prosta, drewniana, ale dalej. Mój pierwszy rok życia był istną sielanką, razem z szóstką rodzeństwa uczyłam się pod okiem matki, ojciec cały czas chodził na polowania, więc nie poznałam go dokładnie... Pewnego dnia który wydawał się być normalny, usłyszeliśmy czyjeś kroki, kroki człowieka... - zacięłam się, te myśli były zbyt dramatyczne, ale lis poklepał mnie delikatnie po karku, co o dziwo dodało mi otuchy. - Zaczęliśmy uciekać... ale uciec żywym nie wszystkim było dane, tato i ponad połowa miotu została zastrzelona...
Łzy powoli skapywały mi po pysku, ale wiedziałam, że nie mogę się zatrzymać w takim momencie, zaczęłam mówić dalej, o rozdzieleniu się i o innych moich przygodach które wydarzyły się podczas mojej długiej tułaczki. Kiedy skończyłam, rzuciłam niepewne spojrzenie w stronę Brooke'a.
- Teraz moja kolej? - zapytał się i nie czekając na odpowiedź rozpoczął opowiadanie swojej historii. Oparłam o niego głowę i zamieniłam się w słuch. Powoli przed moimi oczami przewijały się obrazy: szczęśliwego dzieciństwa samca, straszliwych ludzi niszczących las...
- Człowieki to dziwne stworzenia... - mruknęłam, kiedy lis umilkł. - Chcą sobie podporządkować wszystko co istnieje...
Brooke? Druga połówko mojej postaci!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.