niedziela, 4 czerwca 2017

Od Lori C.D opowiadania Brooke'a

Ta chwila... Nic nie mogło jej tak po prostu przerwać... Wszystko, co było na świecie, czy to kwiat, czy to stworzenie, czy to strumień, w jednym zgodnym ruchu wzmacniało romantyczność
tego momentu. Otworzyłam swoje oczy, by móc zobaczyć jego - jeśli się zgodzę, mojego partnera, ale czy można przerwać te wspaniałe sekundy pocałunku dla kilku słów?
Powoli oderwaliśmy się od siebie.
 - Tak! - rzuciłam się na szyję Brooke'a, byłam taka szczęśliwa! Radość rozpierała mnie od końcówki ogona po mój czarny nosek. Upadliśmy na miękką trawę i przeturlaliśmy się z dala od przepaści.
 Temu wszystkiemu towarzyszyły ciche ciepłe słówka "kocham cię", ta chwila była przewspaniała...
Po kilku minutach wstaliśmy, wciąż zachwyceni ustaleniem partnerstwa.
 - Brooke... - zaczęłam niepewnie, kiedy lekko ochłonęliśmy.
 - Tak?
 - Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś teraz betą?
O dziwo, te słowa nie zrobiły na nim wrażenia.
 - Tak powiadasz? - uśmiechnął się i pieszczotliwie złapał mnie za uszko, nie odpowiedziałam tylko wtuliłam się w jasne futro lisa.
 - Trzeba teraz zrobić wszystkie formalności... - prawdziwa ja, w takim momencie zacznę gadać
o papierkowej robocie.
 - Jutro... - odpowiedział spokojnie samiec, podnosząc głowę. - Wyobraź sobie miny alf kiedy wybudzimy ich ze snu i powiemy im o tym wszystkim...
 - W sumie... Kochanie, ale zrobimy uroczysty ślub? - zapytałam się patrząc w błyszczące oczy mojego partnera, a ten pomachał twierdząco głową.
 - Takie z gośćmi, kwiatami... - zaczął powoli wymieniać.
 - Kwiaty już były, ale ich nigdy nie za dużo! - rozpromieniłam się jeszcze bardziej, jednocześnie delikatnie głaszcząc łapką płatki jednej z dzikich róż. Ten wieczór był chyba najlepszym
w moim życiu, miałam kochającego partnera...
 Niespodziewanie zza krzaka wyskoczył nieduży zajączek, ale widząc, że wszedł
pomiędzy drapieżniki, szybko pokicał z powrotem. Z niewiadomych przyczyn, nawet przez myśl mi nie przeszło by zaatakować tego szaraczka, w sumie to w ogóle przez tą noc nie chciałam zabić jakiegokolwiek stworzenia... Położyłam się na miękkim mchu i zaczęłam wpatrywać się w pysk lisa. Kto by pomyślał, że spotkany przypadkowo samiec okaże się moją drugą połówką?
W pamięci powoli przemijały mi sceny spotkania... To jak wpadłam na niego przez przypadek, porwanie przez gremliny, ścieżka śmierci...
 - Brooke...
 - Tak, Ruda?
 - Jak brzmi twoje prawdziwe imię? - zapytałam się, jednocześnie siadając. Przez chwilę myślałam, że lis odmówi udzielenia mi odpowiedzi, ale tak się o dziwo nie stało.
 - Gallardo, rodzice tak mnie nazwali, ale... nie podobało mi się, więc zacząłem się przedstawiać bardziej powszechnym imieniem które znasz. - uśmiechnął się i zapatrzył się w stronę Księżyca.
 - Mimo iż jesteśmy partnerami to nic nie wiemy o swoich przeszłościach... - powiedziałam,
 ale w moim głosie nie było żadnej nutki wyrzutu.
 - Wiesz, w końcu chyba się liczy tu i teraz? Ale tak naprawdę to możemy trochę
o sobie poopowiadać... - Brooke usiadł tuż obok mnie.
Zamknęłam lekko oczy oddając się wspomnieniom które jak się mi wydawało - napływały wraz
z każdym tchnieniem wiatru.
 - Urodziłam się w jakieś skromnej ludzkiej szopie, w sumie to nie mam co o niej opowiadać: prosta, drewniana, ale dalej. Mój pierwszy rok życia był istną sielanką, razem z szóstką rodzeństwa uczyłam się pod okiem matki, ojciec cały czas chodził na polowania, więc nie poznałam go dokładnie... Pewnego dnia który wydawał się być normalny, usłyszeliśmy czyjeś kroki, kroki człowieka... - zacięłam się, te myśli były zbyt dramatyczne, ale lis poklepał mnie delikatnie po karku, co o dziwo dodało mi otuchy. - Zaczęliśmy uciekać... ale uciec żywym nie wszystkim było dane, tato i ponad połowa miotu została zastrzelona...
Łzy powoli skapywały mi po pysku, ale wiedziałam, że nie mogę się zatrzymać w takim momencie, zaczęłam mówić dalej, o rozdzieleniu się i o innych moich przygodach które wydarzyły się podczas mojej długiej tułaczki. Kiedy skończyłam, rzuciłam niepewne spojrzenie w stronę Brooke'a.
 - Teraz moja kolej? - zapytał się i nie czekając na odpowiedź rozpoczął opowiadanie swojej historii. Oparłam o niego głowę i zamieniłam się w słuch. Powoli przed moimi oczami przewijały się obrazy: szczęśliwego dzieciństwa samca, straszliwych ludzi niszczących las...
 - Człowieki to dziwne stworzenia... - mruknęłam, kiedy lis umilkł. - Chcą sobie podporządkować wszystko co istnieje...

Brooke? Druga połówko mojej postaci!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.