czwartek, 9 lutego 2017

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

- A widzisz inne wyjście? - uniosłem brew.
- A Lizzie? - zawahała się
- Nie zabierajmy jej ze sobą. Jest mniej odporna od nas. Ktoś musi zostać.
- A gdybyśmy tak... - zaczęła, ale już wiedziałem co chciała powiedzieć.
- Wykluczone. - uciąłem. - Nie zostanie sama.
- Więc idź sam, - spojrzała na mnie poważnym wzrokiem
- Ale.. - zawahałem się
- Jesteś urodzonym przywódcą. Będziesz lepiej wiedział co jest słuszne ode mnie.
Chciałem powiedzieć jej, że się myli i że jest moją prawą łapą, ale tylko przytaknąłem i wyszedłem.

- I co teraz? - zmierzyłem wzrokiem Znachora. Przez jego twarz przebiegł cień.
- Ścisła kwarantanna powinna wystarczyć.
- Nie wierzę, że słyszę to od ciebie. - pokiwałem przecząco głową.
- Ace.. - westchnął lis. - czasami trudne pytania, wymagają prostych odpowiedzi, a czasem niektórych zadań wcale nie należy wykonywać i one miną. - odparł ze spokojem.
- Czyli mamy zostać w stadzie i czekać na cud?! - zapytałem z wyrzutem.
- Bogowie nieraz udowodnili swoją moc. Wiedzie nas ich wybranek.
- Co? - skrzywiłem się. - Skąd ci się to wzięło?! - parsknąłem nieco nerwowo
- Wiesz, że jestem stary. Nawet nie masz pojęcia co w życiu widziałem.
- Więc wcale nie masz ośmiu lat..
Potaknął poważnie.
Świetnie. Nasz Znachor jest jakimś nieśmiertelnym świrem.
- Wiesz co.. Muszę iść. - zmieszany pokręciłem głową, gdy zobaczyłem w jego oczach błysk  i wyskoczyłem z jego jaskini.


Chalize?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.