16 grudzień 1999 rok
"Tak... czy nie..."
Po wczorajszej zabawie na śniegu został mi katar. Lekarz ciągle nie przychodził ale nie to mnie teraz m martwiło. Dorośli ciągle o czymś rozmawiali. Ale kiedy pytałam o czym rozmawiają mówią tylko że to nic ważnego. Raz alfa nawet mnie skrzyczała za to pytanie ale zapłaciła za to kilkunastoma ugryzieniami. Potem siedziała cicho.
- Mamo? O co chodzi? - zapytałam kiedy wrócili.
-To nic ważnego... tylko obawiamy się że ... że nie wystarczy pożywienia na zimę. - zobaczyłam łzy w oczach mamy.
Zybko położyłam się obok niej i przytuliła ją.
- Kalani... nie martw się. - powiedział tato.
Mama na niego spojrzała. Jej błękitna oczy przepełniały łzy. Te same które widziałam podczas śmierci któregoś członka stada,te dane które widzę na co dzień kiedy mama myśli o braku pożywienia...
Na samą myśl robi mi się przykro.
-Silette nas wspomorze. - powiedziała mama.
-A kto to jest? - zapytałam.
-To pewna bogini w którą wierzymy. Przywołuje gwiazdy. Raz do roku może zwołać deszcz gwiazd który może uratować biedne rodziny. Jest lisem srebrnym. Tak jak my. Ma błękitne oczy i wielkie serce.-wytłumaczono mi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.