Strony

Postacie

środa, 29 marca 2017

Od Lori - WB #4

Przez chwilę widziałam tylko jak ognisko, raz na jakiś czas można było usłyszeć cichy trzask gałązki, a te głosy które słyszałam to była rozmowa kilku już mocno podrośniętych ludzkich szczeniąt.
- To oni cię zaniepokoili? - zapytałam Jarvisa, a on pokiwał twierdząco głową. Zaśmiałam się cicho, ludzkie młode przecież rzadko okazują się niebezpieczne. Ptak urażony odwrócił ode mnie głowę.
- A w ogóle to gdzie są ich rodzice? - zapytałam sama siebie, bo mój towarzysz nie miał zamiaru odpowiadać. Wyszłam więc z krzaków by lepiej rozeznać się w sytuacji. Poruszałam się dosyć niepewnie mając pojęcie, że może to wszystko jest po prostu jedną wielką zasadzką. W pewnym momencie ludzie musieli mnie zauważyć ponieważ ich zachowanie nagle się zmieniło - zaczęli szeptać między sobą i co chwila rzucali w moją stronę zaciekawione spojrzenia. Ogólnie to nie wyglądali groźnie nawet Jarvis który wcześniej był wystraszony ich obecnością teraz zaczął latać nade mną.
Nie wiedzieć czemu zbliżyłam się do nastolatków na odległość... ich ręki. Ptak dawał mi znaki, że to zły pomysł, ale ja nie zwracałam na to większej uwagi. Wpatrywałam się jak zahipnotyzowana w ogień. Ciekawe, czemu ludzie dostali dar ognia... Dopiero teraz sobie uświadomiłam jakie to dawało im możliwości...
Nagle usłyszałam krzyk Jarvisa i poczułam jak coś hamuje moje ruchy.
***
Wokół mnie panował nieprzenikniony mrok, a każdy mój ruch wywoływał dziwne szeleszczenie, lecz o dziwo mogłam jako tako oddychać. Zaczęłam gwałtownie się szamotać próbując się uwolnić od tej dziwnej rzeczy która zasłaniała mi widoczność. W końcu jedna łapa zahaczyła o coś i po chwili do środka wdarło się światło. Wychyliłam niepewnie głowę by zobaczyć, że jestem w ludzkim mieście. Wyczołgałam się ze środka. "Jak?" i "Kiedy - te pytania zaczęły kotłować się nagle w mojej głowie. Nic nie rozumiałam, najpierw byłam w lesie, a teraz w osiedlu człowieków!?
- Jarvis?! JARVIS!!! - zaczęłam krzyczeć jakby spodziewając się, że zaraz ptak wyląduje wokół mnie, co się nie stało... Zaczęłam już na serio panikować i nie mogłam się uspokoić. Zaczęłam biec przed siebie nie zachowując żadnej ostrożności, wszędzie wokół mnie wyczuwałam śmierdzący dym niewiadomego dla mnie pochodzenia, a do tego wszystkiego był ogromny hałas. Przebiegałam szybko przez drogi kilka razy o mało nie wpadając pod samochód, a kilka pań upuściło torby gdy mnie zauważały...
Po kilku godzinach spontanicznego biegu zatrzymałam się na terenie jakiegoś parku, czułam się bardzo nieswojo w tym miejscu - mimo tych kilku drzew nie czuło się leśnej atmosfery, szczególnie jeśli tuż obok jest rozległe zbiorowisko sklepów. Postanowiłam jeszcze przemyśleć moją sytuację, a w tym czasie wolno oglądałam wystawy sklepowe ( przyznam, że jedna mi się wyjątkowo spodobała ponieważ był tam piękny naszyjnik).
Gdy już przeanalizowałam wszystko zaczęłam czuć burczenie w brzuchu, no tak w końcu nie jadłam już... od dawna. Tylko jak znaleźć jedzenie w centrum miasta? Kradzież ludzom mi nie pasi, bo wzbudzę wtedy ich uwagę, ale czy są inne możliwości?
W pewnym momencie poczułam zapach jakiegoś jedzenia, podeszłam tam i zobaczyłam... wielką restaurację - śmietnik. Kiedyś słyszałam, że przedstawiciele gatunku ludzkiego wyrzucają bardzo dużą część zdatnego do spożycia jedzenia... raz korzy śmierć.
Musiałam zejść do bardzo niskiego poziomu, ale... to było pyszne.
Wróciłam później do parku żeby się przespać, ale gdy wykopałam sobie prowizoryczną norkę złapał mnie ponury nastrój, to legowisko nie było nawet choć trochę tak wygodne jak to które czeka na mnie w stadzie.
- Och bogowie, na wszystkie świętości dajcie mi pomyślność! - mruknęłam kładąc się spać.

<bez odbioru>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.