- Spokojnie, ruda. Będzie dobrze. - mruknąłem puszczając jej oczko. - Właź. - rozkazałem
Nie wiem co będzie dalej.. Przecież Lizzie kiedyś musi się pojawić. Co za tym idzie, będzie poród.. Czy ja to przeżyję.. Przecież na zawał padnę...
Weszliśmy do środka i zabraliśmy kilka rzeczy. Oczywiście za wszystko zostawiając monety. Przetrzymaliśmy kilka z nich u lisa, a sami zanieśliśmy połowę do legowiska. Potem wróciliśmy po drugą.
- Dziękuję Ci bardzo, Aragon.
- Nie ma sprawy. Zawsze możecie na mnie liczyć. - mrugnął.
- Aragon! - rozległo się wołanie.
- Idę. Pan wzywa. Życzę wszystkiego najlepszego dla maleństwa. - uśmiechnął się.
- Dziękujemy. - na pysku Chalize pojawił się cudowny uśmiech.
Kocham jej uśmiech.
- Dalej, mała. Idziemy do domu. - oparłem łapę na jej ramieniu i nakierowałem na drogę.
Chali? Przepraszam za wszystko :C
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.