Uśmiechnęłam się szeroko do lisa.
- Ace? - zaczęłam wesoło, skacząc po krawężnikach.
- Hm? - mruknął cicho.
- Nie mogę się doczekać. - Mogłabym przysiąc, że w moich oczach pojawiły się wesołe iskierki.
Fulco odwzajemnił mój uśmiech i delikatnie sprowadził mnie na chodnik.
- Ja też. - odparł, a jego uśmiech lekko przygasł. - Chali, nie chodź po tym, jeszcze sobie coś zrobisz.
- Dobrze, mamo. - zaśmiałam się i pociągnęłam go pieszczotliwie za ucho.
Ace wyglądał na lekko... zmartwionego? Nie wiem. W każdym bądź razie jego oblicze było teraz pochmurne.
Rzuciłam wzrokiem po okolicy. Było tu całkiem ładnie, a poza tym pogoda była znośna. Promienie słońca odbijały się w oknach budynków.
***
Lis przytulił mnie do siebie, kładąc łeb na moim brzuchu. Na zewnątrz się rozpadało, ale my byliśmy schronieni w jego norze, w legowisku. A tam przecież nie docierały żadne zmartwienia, takie jak deszcz czy zła pogoda.
Ace?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.