Wszystko zamarło, nawet liście na wiekowych drzewach (ach ta moja wyobraźnia...), nikt nie odważył się poruszyć choćby o niecały centymetr. Mój wzrok niespokojnie wałęsał się od zdziwionego wyrazu pyska mojego towarzysza do mordki z kamiennym wyrazem należącej do alfy stada - Chali. Zachodzące promienie Słońca nadawały tej całej sytuacji jakiś dziwny wyraz...
Ale wracając czy wspominałam już, że pewnie uznano nas za zaginionych?
- Dobry wieczór... - Brooke postanowił jakoś rozładować napięcie które było już w takim natężeniu, że aż duszno się zrobiło, ale chyba niezbyt mu się to udało. Dobrze, teraz moja kolej na próbę...
- Witam, ładny dzionek dzisiaj był? - uśmiechnęłam się, ale jestem pewna, że wyszło sztuczniej
niż myślałam. Rzuciłam kolejne spojrzenie w stronę swojego kompana, wyglądał na równie zakłopotanego jak ja, no... w sumie to był w takiej samej sytuacji, więc...
- Gdzież wy się do jasnej ciasnej szwendaliście?! My tu was szukamy, martwimy się, a tu nagle wchodzicie i jak gdyby nic mówicie "Dobry wieczór"! - Chali wybuchnęła, a my nie potrafiliśmy jakoś powstrzymać płynących z jej pyska oskarżeń.
- Ale nas nie było przez jedynie...
- Trzy bite dni!
Zamurowało nas ( kolejny raz...), przecież dzisiaj rano wpadliśmy w pułapkę, a teraz jest
dopiero wieczór... To chyba nie możliwe, by tyle czasu minęło... A co jeśli lisica miała rację?
- Ale... chodzi o to, że wpadliśmy... - zaczęłam tłumaczenie, ale Brooke dyskretnie nadepnął mi
na łapę ( jakoś udało mi się powstrzymać pisk który cisnął mi się na pysku).
- Ona postanowiła mnie oprowadzić po terenach, było tak ciekawie, że postanowiliśmy... -
lis najwyraźniej nie chciał by uznano nas za pomylonych, więc zaczął wymyślać jakąś 'wiarygodniejszą' historię, ale w najważniejszym momencie się zaciął.
- Na coś zapolować! - prawie krzyknęłam, wiedząc, że moje słowa nie pasują do wypowiedzi samca.
- I... wtedy zobaczyliśmy jelenia!...
- I zaczęliśmy za nim gonić... ale on...
- Był zdecydowanie zbyt szybki, więc trochę nam zajęło dogonienie go... - wewnątrz siebie śmiałam się do rozpuku, takie rzeczy tylko u nas! Chali patrzyła się na nas podejrzliwie, wiedziała,
że kłamiemy, ale zarzucenie nam kłamstwa nie należało do dobrych manier jakie powinna znać alfa. Mogę powiedzieć, że razem z Brooke powoli się rozkręcaliśmy.
- I wtedy porwała nas rzeka!
- Ale udało się nam uratować! - przekrzykiwaliśmy się wzajemnie, wymyślając to coraz bardziej dziwne i śmieszne dopełnienia. W końcu wyszło na to, że goniąc rogacza wpadliśmy do
rwącej rzeki i nie mogliśmy się wydostać, ale po jakimś czasie ludzcy rybacy nas wyłowili. Z ich rąk udało nam się uciec dopiero następnego dnia, i po takich przygodach doszliśmy do stada.
Kiedy skończyliśmy tą opowieść Chali zmrużyła lekko oczy, wciąż nie wyglądała na przekonaną.
- Dobrze... Ale następnym razem nie biegnijcie poza tereny za jakąś zwierzyną. - mruknęła próbując zakończyć ten niewygodny dla obu stron temat. W końcu jesteśmy bezpieczni...
- Lori mam dla ciebie pewną wiadomość! - kiedy już mieliśmy się rozejść, alfa odwróciła głowę,
a ja zadrżałam. Dostanę jakąś karę?
- T...Tak? - ostatnie promienie słoneczne wpadły mi w oko pod takim kątem, że nie mogłam zobaczyć wyrazu pyska Chali, a co z tym idzie - przewidzenia czy wiadomość będzie negatywna.
- Muszę ci pogratulować. W ostatnim czasie odbyły się wybory i... zostałaś betą!
Powinnam uznać za normę to, że co chwilę coś mnie zamurowuje... Bo tak się stało i tym razem.
Ze zdziwienia ( i radości) nie miałam siły nic powiedzieć.
- Zapraszam cię jutro do Legowiska Alf, odbierzesz tam papiery i polecenia!
Nim zdążyłam ochłonąć, Chali zanurzyła się w gęstwinie pobliskich krzaków. W moich myślach nasunęło się tyle pytań!
Słońce już zaszło zostawiając po sobie Gwiazdę Wieczorną, zawiał chłodny wiatr powodujący przyjemny dreszczyk na karku, owady ucichły dając możliwość pokazu dla koników polnych które już powoli zaczęły się pojawiać... Aż trudno uwierzyć, że jeszcze jakąś godzinę temu walczyliśmy
o życie na ścieżce śmierci, trudno uwierzyć, że spotkaliśmy gobliny, trudno uwierzyć, że nauczyłam się tańczyć walca...
- Brooke... Ten dzień był męczący, może położymy się spać do swoich nor? - zapytałam się,
czując jak moje mięśnie protestują na wiadomość, że będą musiały przejść jeszcze kawałek.
- Dobry pomysł...
Brookuś? <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.