- Lizzie, a po czym poznałaś, że jest chory? - zapytałem się, rzucając nerwowe spojrzenia w stronę nory by w razie czego mieć czas na ucieczkę przed agresywnym lisem.
- Miał różową pianę na pysku, krew, matowe oczy, otępiony wzrok, co zdiagnozowałam jako...
- Wściekliznę. - powiedzieliśmy razem, a mnie przeszedł dreszcz - Znachor u którego uczyłem się rzeczy które miały mi się przydać w stanowisku lekarza, nieraz mówił o tej chorobie.
- Nie ugryzł cię? - próbowałem sobie przypomnieć wszystko co wiem w tym zakresie.
- Na szczęście nie... - uśmiechnęła się blado lisiczka. - Powinniśmy odejść trochę od jego jamy...
- Zgadzam się z tym... - odpowiedziałem i zrobiłem łapą gest by za mną poszła, znałem takie miejsce w którym będzie można spokojnie ustalać fakty. Złapałem w zęby pelerynkę i zacząłem razem
z Lizzie truchtać we wskazaną we mnie stronę. Podczas tej czynności trwała pomiędzy nami cisza, cóż chyba zawsze tak jest kiedy trzyma się coś w pysku, więc nie powinno być do mnie żadnych pretensji. W końcu, po kilku minutach dotarliśmy do mojej już nie sekretnej kryjówki - kiedyś przechadzając się po terenach stada zobaczyłem trzy wielgachne drzewa których gałęzie się związały i połączyły tworząc mocną i pewną platformę, postanowiłem jakoś zagospodarować to miejsce,
więc zacząłem tam przynosić prowizoryczne własnołapo zbudowane meble. A i była jeszcze pewna rzecz dzięki której jeszcze nikt nie powołany jej nie zobaczył - gęste listowie, dzięki któremu
z zewnątrz praktycznie nie można było go zobaczyć ( oczywiście jeśli się lis dokładnie przyjrzy to ujrzy platformę, ale dorośli rzadko się zatrzymują, więc...), podczas gdy z gałęzi można było spokojnie wyglądać... Jeszcze nigdy nikomu nie zdradziłem istnienia tej kryjówki, ale wiadomo,
że po dłuższym czasie dobrze jest kogoś do takiego miejsca zaprosić, a zwłaszcza gdy zajdzie
taka potrzeba...
- Już jesteśmy? - Lizzie niespokojnie machała głową, a ja uśmiechnąłem się tajemniczo i skoczyłem w stronę jednego z trzech pni budujących platformę, już od dawna to ćwiczyłem - elegancko wspiąłem się po regularnych 'szczeblach' z gałęzi i spojrzałem się w stronę lisiczki.
Lizzie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.