Ucieszyła mnie odpowiedź Klemensa, gdyż od dawna planowałem obejrzeć z bliska gniazda tych niezwykłych ptaków, ale nie sam. Fajnie że możemy pójść tam razem.
-To co idziemy?-samczyk zamerdał cienkim, czarnym ogonkiem.
-Tak, chodźmy...
Pomknęliśmy przez leśne gęstwiny. Czułem przyjemne, delikatne powiewy wiatru na swej sierści. Tuż nad naszymi głowami słychać było rozmaite śpiewy, pochodzące od ptaków koncertujących wśród koron tutejszych drzew. Niespodziewanie naszym oczom ukazało się coś dziwnego, nieco przypominające wielką, porośnietą dookoła roślinami kałużę.
-Nabirie...-Klemens zatrzymał się raptownie.
-Coś nie tak?-zerknąłem na towarzysza.
-Co to jest?
-Nie wiem...-odparłem nieco zaskoczony-Nigdy nie zapuszczałem się tak daleko.
-Ja też nie.
-Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że to może być... Bagno...
-Bagno?-lisek zastrzygł ciemnymi uszkami
-Tak, najwyraźniej przekroczyliśmy już granice terytorium sfory, bo na znanych mi terenach nie ma mokradeł...-stwierdziłem.
-No dobrze, ale w takim razie jak się dostaniemy do orlich gniazd?
Klemens?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.