Strony

Postacie

wtorek, 11 kwietnia 2017

Od Lori - pudełko nr. 5

Przechodziłam się razem z przyjaciółką po mroczniejszej części puszczy, w sumie nie wiem czemu uważano ją za 'straszniejszą', ponieważ nie było w niej nic specjalniejszego, lecz jednak dreszcz momentami skradał się po grzbiecie. W pewnej chwili lisica zapytała się mnie.
- Wierzysz w duchy? - tu wskazała łapą na jakiś cień który na pierwszy rzut oka przypominał wychudzoną sylwetkę lisa, ale po chwili zawiał chłodny wiatr i cień razem z ruchem gałązek poruszył się by zmienić swą formę.
- Nie, nigdy nie widziałam żadnego, a nawet gdyby istniały to by ktoś już dawno by o nich wspomniał. - odpowiedziałam rzucając zaciekawione spojrzenie mojej towarzyszce, ponieważ jej pytanie mnie trochę zdziwiło.
- A słyszałaś o opowieści o Lisie Wielkanocnym? - powiedziała lekkim tonem i usiadła na pobliskim kamieniu. Spróbowałam wytężyć swoją pamięć, o tej postaci już kiedyś słyszałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć żadnych podań o nim.
- Coś obiło mi się o uszy... Opowiesz coś więcej? - rzekłam i zamieniłam się w słuch.
*wchodzimy w opowieść*
Przed wieloma laty w czasie kiedy Wielkanoc nie była jeszcze tak popularna i lubiana jak w czasach obecnych, żył sobie pewien lis. Jego imię brzmiało ( a przynajmniej uznajemy tą wersję) Wasyl.
* - Kojarzysz już coś?
- Nic, a nic. *
Znany on był ze swojego okrucieństwa i niesprawiedliwości, karał on niektórych tylko za to, że zerwali kwiat z jego ziem. Może nigdy nikogo nie zabił, ale i tak kary stosował okrutne, ponoć co tydzień wsadzał jednego ze swoich sług do karceru na kilka dni by inne nie rozleniwiły się. Wasyl żył na bogato, to znaczy był tak bogaty, że mógłby zasypać rzeki złotem, lecz oczywiście nigdy tego nie zrobił. Bogowie nie raz i nie dwa przychodzili go upominać żeby zmienił swoje życie i by był łagodniejszy dla swoich sług, lecz on słuchał jednym uchem, a wypuszczał drugim. I ogólnie to takie wiódł życie bohater tej opowieści, oczywiście do czasu...
* - I co się z nim działo...? - zapytałam, a lisica przysłała mi karcące spojrzenie, ponieważ przerwałam opowieść.*
Pewnego razu do okolic stada zawitał stary zmęczony życiem lis, gdy tylko mieszkańcy się o nim dowiedzieli pobiegli do niego i zaczęli mówić mu by odszedł, ponieważ z powodu Wasyla nie spotka go nic dobrego, lecz starzec jedynie podziękował za ostrzeżenie i ruszył w stronę nory skąpca. Tak naprawdę to nie był zwykły włóczęga, nie, to był sam Bladi, lecz pod postacią wędrowca! Bóg zemsty, milczenia i ciszy. W sumie to nie wiadomo czemu akurat go przydzielono do tej roli, ale nie wnikajmy.
Baldi wszedł bez żadnych zbędnych ceremonii do nory Wasyla, który od razu jak tylko zobaczył starca krzyknął: "Straże, do mnie! Wygnajcie stąd tego łachmaniarza!", lecz nikt nie przybiegł...
* - Co było dalej..? - powiedziałam podekscytowana, a lisica westchnęła, by po chwili dodać:
- Ucisz się na chwilę to się dowiesz... *
Lis rozejrzał się dookoła i jedyne co zobaczył to swoje ciało leżące na podłodze, jak? Tego się pewnie już nie dowiemy.
- Czemu? - krzyknął rzucając się w stronę boga, który zręcznie omijał jego ataki.
- W swoim życiu dokonałeś za dużo złego, więc te wszystkie lata które mógłbyś jeszcze przeżyć w swoim ciele spędzisz na pomaganiu zejść lisom na dobrą drogę. - odrzekł Baldi próbując uspokoić Wasyla.
- Ale przecież sam jej nie znam! - rzucił rozpaczliwie lis, lecz wiedział, że jego losy są już ustalone.
Wasyl był wysyłany pod postacią ducha do najróżniejszych lisich i nielisich okrutników próbując ich nawrócić. Najpierw nie udawało mu się to, lecz z czasem sam zszedł na ścieżkę dobra dzięki czemu zdecydowanie więcej potrzebujących schodziło na nią za nim. Gdy minęły te lata których mógłby dożyć jako lis, przybyli do niego bogowie.
- Odpracowałeś już swoje winy, teraz możesz ruszyć w zaświaty! - powiedział mu jeden z nich, lecz Wasyl pokręcił przecząco głową ku zdumieniu wszystkich.
- Jestem tu jeszcze potrzebny! Zamiast żyć w zaświatach wolę nawracać grzeszników! - rzekł kłaniając się, a bóstwa spełniły tą prośbę. Od tamtego czasu po ziemi chodzi duch, a przez to, że bogowie spełnili jego prośbę w Wielkanoc, nazywamy go Lisem Wielkanocnym.
*koniec opowieści*
- Uff... skończyłam... - odetchnęła lisica.
- Już ciemno się zrobiło. - powiedziałam wciąż podniecona opowieścią.
- Będziemy musiały już wracać. - odpowiedziała samica wstając. Nagle jednak przyszło mi do głowy ważne dla mnie pytanie.
- Czy ta historia jest prawdziwa?
- Jak najbardziej. - uśmiechnęła się i po chwili milczenia pożegnała się ze mną. Podczas gdy ona wracała do swojej norki ja szłam cicho przez las bez celu. A może jednak miałam jakiś cel? W sumie to nie wiem, jak zwykle...
Podczas mojego spaceru udało mi się dojść nad brzeg rzeki, wiadomo niby nic, ale nagle poczułam jak wiejący spokojnie wiatr zaczyna porywać drobiny piasku tworząc w powietrzu sylwetkę lisa... który zaczął się poruszać!
- Potwierdzam prawdziwość opowieści! - rzekło to coś i zobaczyłam szelmowski uśmiech na pysku stworzenia. Po sekundzie wiatr się uspokoił i piaskowy duch zniknął...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.