wtorek, 14 marca 2017

Od Lizzie do Lori

Hmm... Nasza sfora ma śliczne tereny. Naprawdę, są przepiękne. Można na nie patrzeć godzinami, obserwować spokojne życie puszczy. Kto wie, może nawet kiedyś coś namaluję, co będzie przypominało tę puszczę? To całkiem dobry pomysł. Lubiłam malować, ale obawiałam się, że to nie będzie aż tak dobre, jakie jest w rzeczywistości. Cóż... żaden rysunek nie odda tego, co właśnie mam przed oczami. To było absolutnie olśniewające i cudowne, nikt nie mógłby odtworzyć takiego cudu. Absolutnie nikt, jestem tego pewna.
To miejsce rzadko odwiedzane przez inne lisy, czasem mam wrażenie, że wiem o nim tylko ja, ale z pewnością tak nie jest. Chociaż... bardzo bym chciała, żeby to było prawdą. Kiedy już będę alfą, osiądę wraz z partnerem i szczeniakami właśnie tutaj. I będę szczęśliwa. Tak... to bardzo dobra przyszłość. O ile oczywiście tak się stanie. Bo wcale nie musi tak się stać, alfą może zostać kto inny, na przykład moje rodzeństwo, o ile oczywiście będę je miała. Jak na razie nie mam żadnych informacji na ten temat.
Postanowiłam jednak nie oddawać się tak bardzo rozmyślaniom, więc udałam się do najbliższego krzaka malin. Maliny... były bardzo słodkie i smaczne, ale broniły ich ostre kolce. Ciekawe, po co tak właściwie rośliny mają kolce, przecież one nie żyją. Nie potrzebują się bronić. Położyłam po sobie uszy, kiedy ostre ciernie dotknęły moich łap i pyska. Nagle usłyszałam za sobą szmer.
- Co robisz? - Głos. Damski.

Lori?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.