- Flox! Gdzie jesteś?! – jakiś głos wybudził mnie ze… Snu?! Ech, zawsze coś musi pójść nie po mojej stronie… To przez pecha, przylepił się mnie i nie odpuści. Powoli, zataczając się wstałam. Byłam w klatce, bez mojej wcześniejszej towarzyszki – Lori. Ale nie, nie w aucie, ta była mniejsza. Co się stało?! Nagle poczułam, że mimo wszystkiego skądś znam to miejsce. Mroczne wspomnienia z dzieciństwa nagle zaczęły mnie opływać... To hodowla lisów, niestety prowadzona przez człowieka i mająca okropny wpływ dla lisiej populacji.
„Teraz, Flox, musisz uruchomić mózgownicę na najwyższe obroty” – pomyślałam – „No cóż, chyba że chcesz, żeby przerobili cię na futerka.”
Zacisnęłam zęby i kolejny raz zaczęłam szukać zamka. Był nie do otwarcia dla małego, drobnego liska, jakim byłam! Nagle usłyszałam jakieś szczęknięcie. Dobrze pamiętałam z młodzieńczych czasów i wnet skumałam, co to znaczyło – idzie człowiek. Na początku siedziałam cicho, udając śpiącą, ale po chwili nie wytrzymałam, zaczęłam na niego coraz głośniej warczeć i szczekać.
- Co się z tobą, do licha z tobą dzieje?! –mężczyzna zauważył mnie i od razu rzucił mi badawcze spojrzenie – Myślę, że przyda się tobie uspakajający zastrzyk…
Podszedł do mojej klateczki, usłyszałam, że coś szczęknęło. Jestem wolna! No, nie do końca, bo poczułam, że ręka mnie unosi. Wierciłam się i gryzłam, ale nagle do głowy wpadł mi jakiś pomysł. Znieruchomiałam i spróbowałam przybrać postać „pogodzonej się z losem”, choć przy tak wielkiej pokusie było to naprawdę trudne.
- Widzę, że nawet ty zrozumiałaś, że nie jesteś potrzebna światu w postaci innej niż futerko – powiedział, czy może raczej dociął mi człowiek.
„Ooo niee, teraz to już przegiął!” – gotowałam się ze złości. Ale nie mogłam już wytrzymać, warknęłam wściekle, bez żadnego innego ostrzeżenia odwróciłam się i całą moją siłą wbiłam ząbki w rękę dwunożnego. Ten wrzasnął z bólu i na szczęście puścił mnie. Gruchnęłam o ziemie, co wcale nie było przyjemne, ale mimo wszystko zwinnie wyskoczyłam przez otwarte drzwi. Koło wyjścia rosły chaszcze, moja jedyna nadzieja. Bardzo chciałam poczekać na człowieka i krzyknąć mu prosto w twarz „ No i co? Widocznie moje ciałko ma jeszcze inne przeznaczenie, nieprawdaż?” a potem jeszcze skierować moją paszczę na jego nogawkę, ale nie dość, że moja lisia natura na to nie pozwalała, to byłoby to zbyt ryzykowne i niebezpieczne. Jednym susem znalazłam się w krzakach a później przyjęłam pozę, w której według mnie byłam najmniej widoczna. Oczywiście, że nie zostawiłabym samej przyjaciółki. Muszę doczekiwać momentu, kiedy znowu będzie bezpiecznie, musze czuwać…
***
Przysnęłam. Kolejny efekt mojego pecha! To znaczy, na szczęście nie do końca, bo dwunożnych jeszcze nigdzie nie było widać, ale jednak był świt, więc na misję ratunkową miałam już o wiele mniej czasu. Cicho wypełzłam spod gałęzi. Drzwi wydawały się być zamknięte, ale może jak skoczyłabym na klamkę, coś by się otworzyło… Udało się! Ostrożnie weszłam do pomieszczenia. Zobaczyłam przerażający widok – setki klatek, w których co do jednej leżały lisy. Jak ja teraz znajdę Lori?!
- Lorianno, Lorii…. To ja, Flox! – cichutko zawołałam, bo tylko taki sposób mi został.
501 słów! Jestem z tego opka jak najbardziej zadowolona. Lori?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.