Wesoło było tak malować we dwójkę, Lizzie spodobało się to zajęcie. Może nawet bardziej niż mnie? Pomagałam jej z lekka w robieniu paru rzeczy, jednak wiedziałam że w robieniu kwiatków pomoc nie będzie jej potrzebna. Z uśmieszkiem patrzyłam jak szczenie robi kwiatuszki za pomocą łapek, było tego tyle że nawet najmądrzejszy lis by nie zliczył.
-No i jak?
Zapytała ostatni raz przyciskając łapkę do ,,płótna'' którym oczywiście był kamień. No aktualnie nie znalazłam innego materiału na którym te kolory wyglądałyby w naturalny sposób. Zawsze patrzę na świat pozytywnie, więc nawet gdyby mi się tak bardzo nie spodobało...krzyknęłabym:
-Fantastycznie!
No i tak też zrobiłam, ale spokojnie obrazek był bardzo podobny do tego który był stworzony w mojej głowie. Samiczka zaczęła skakać z radości podśpiewując sobie, zauważyłam że cieszyłam się jej szczęściem. No, właściwie to żadna nowość. Zwykle właśnie tak robię, cieszę się ...jak ktoś się cieszy? Tak, rzeczywiście jest to swego rodzaju masło maślane. Lecz ująć tego inaczej by mnie potrafiła, no przynajmniej teraz.
-Teraz ja.
Powiedziałam mocząc ogon w czerwonym kolorze, następnie pomarańczowym a na końcu żółtym. Mój ogon wyglądał jak 3 barwna tęcza, która straciła parę kolorów lub od tak wyblakła. Namalowałam parabolę która z lekka przypominała tęczę, moim zdaniem wyszło mi naprawdę nieźle. Dorysowałam na dole jesienne liście, choć nie widziałam jej już jakiś szmat czasu. W końcu idzie wiosna, zima nadal trwa...a jesień? Była i będzie...za jakiś czas. Obok narysowałam powolutku drzewo ze spadającymi liśćmi. Westchnęłam oddalając się od obrazu i idąc wymoczyć ogonek w wodzie.
(Lizzie?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.