Położyłam uszy po sobie i wzięłam głęboki oddech.
- Już skończyłaś mi krzyczeć nad łbem, ruda? - mruknął, nadal patrząc w papiery.
Nie odpowiedziałam.
- No to teraz idź i zrób coś... Nie wiem, policz niebieskie rzeczy, pobaw się ze szczeniakami, zjedz jakąś chryzantemę... Ale, na litość boską, daj mi pracować! - warknął poirytowany lis.
- Właściwie to chciałam... - zaczęłam, ale nie dane mi było dokończyć.
- Jestem bardzo, bardzo zajęty. - oznajmił. - Idź pomęcz Znachora lub Willa. Ewentualnie Noxa. W ostateczności Mazika. Poznałaś już Magan?
- Ace... - ponownie się odezwałam.
- Nie, nie, i jeszcze raz nie. Ja tu pracuję. - odparł.
Zrozumiałam, że raczej nie da mi dojść do słowa.
- AcechciałamprzejśćsiędoZnachorażebypowiedziałmiilebędęmiałaszczeniaków. - oświadczyłam jednym tchem.
- To idź? - Lis uniósł brew.
- Ale muszę z tobą. - wyjaśniłam krótko.
- Niech skonam... Pójdę już. - Przewrócił oczami i wstał sprzed biurka. - Chodźmy.
***
Usiadłam przed norą Znachora i go zawołałam. Z nory wychylił się rudy pysk.
- A, to wy. - stwierdził obojętnie. - Ace, to twoje dzieci?
- Niestety. - odpowiedział.
- Więc chcesz, abym powiedział ci, ile masz szczeniaków, da? - zwrócił się do mnie.
- Tak. - szepnęłam cicho.
- Ace. - powiedział do alfy. - Zgadzasz się na to?
- Rób co chcesz, byleby mi nie zwracała głowy. - fuknął.
Ace?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.