Mijały dni, a dwa rudzielce nadal pozostawały na dobrej karcie. W sensie ja i ruda.
Wybrałem się na obchód terenów. Byłem sam. Rozglądałem się na boki jednocześnie mając głowę w chmurach. W pewnym momencie zauważyłem biegnące do centrum rude stworzenie.
- Hej, Ty! - krzyknąłem biegnąc za nim. Zatrzymał się po krótkim czasie.
- Tak? - Był to rudy samiec lisa. Nieco szkaradny, zgarbiony, z wypłowiałą, przerzedzoną sierścią, krzywymi, ale na swój sposób mocnymi łapami i równie niesymetrycznym uzębieniem. Trochę jak kojot.. Omega odpychana przez stado.
- To jest terytorium naszego stada, co tu robisz?
- Przepraszam, senior.. Zgubiłem się najwyraźniej... Czy mógłbyś mi wskazać granice?
- Ta. - mruknąłem pokazując łapą kierunek odwrotny do wcześniej przez niego obranego.
- Dziękuję. Jestem twoim dłużnikiem.. - uśmiechnął się umykając w pole.
Uniosłem brew odprowadzając dziwnego rudzielca wzrokiem.
Jeeeny.. To była maska gazowa, czy jego twarz... - Przeszło mi przez myśl.
Dokończyłem obchód, a godzinę później znalazłem się przy norowisku.
Wszedłem do środka i rozejrzałem się. Miałem zająć się kartoteką, ale postanowiłem sprawdzić, czy wszystko dobrze u Chalize...
Przeszedłem na drugą stronę i zajrzałem do środka.
- Chalize? - zapytałem wypatrując w mroku skuloną w kącie postać.
Płakała.
- Rany Boskie, Ruda! Co Ci jest? - zaniepokojony zbiegłem na dół i podszedłem do niej.
- Nie dotykaj mnie! - pisnęła chowając łeb w łapach
Ruda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.