Przeciągnąwszy się wstałam z posłania. Szczenięta jeszcze smacznie spały, toteż uznałam, że to idealny moment na krótkie wyjście. Powoli, bezszelestnie wymknęłam się z domu. Lubiłam polować przed wschodem słońca, bowiem tylko, o świcie można znaleźć na pobliskiej polanie zwierzęta nieco większe od zająców. Ptaki jak zawsze koncertowały w koronach drzew. Poczułam lekki wiatr na swojej sierści. Odetchnęłam rześkim powietrzem. Gdy tylko dotarłam na łąkę, moim oczom ukazały się wysokie, smukłe piaskowo-beżowe sylwetki. Sarny przeżuwały kępki trawy. Co jakiś czas jedna podnosiła głowę i strzygła uszami, sprawdzając czy teren jest bezpieczny. Po chwili jedna z saren dostrzegła mnie i dała reszcie stada znak ostrzegawczy. Wszystkie stworzenia rzuciły się pędem do ucieczki. Postanowiłam więc udać się dalej w nadziei, że znajdę zwierzynę na którą będę mogła zapolować. Los chciał abym spotkała tylko wielkiego żurawia, którego rzecz jasna, także nie udało mi się złapać. Nagle usłyszałam cichy szelest. Coś przemknęło wśród wysokich traw. Co to mogło być? Zaczęłam węszyć starając się określić jakie zwierzę było mi dane spotkać. Ku memu dziwieniu zapach wydawał się bardzo znajomy. Spłoszona odskoczyłam w tył gdy z trzciny wyłoniła się głowa... Ayumi!
Lisica zdawała się być równie zaskoczona jak ja.
-Witaj Ayumi...-przywitałam się z lekkim zakłopotaniem.
Zaiste była to sytuacja dość niezręczna.
Po chwili nieco się otrząsnęłam-Co tu porabiasz, jeśli wolno spytać?-uśmiechnęłam się.
Ayumi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.