Strony

Postacie

poniedziałek, 13 marca 2017

Od Rity cd opowiadania Lori

Lori spadła z wysokiego drzewa z głośnym trzaskiem upadając na glebę.
-Lori!!-podbiegłam do lisicy.
Po jej ramieniu spływała krew. Do oczu napłynęły mi łzy. Żal ściskał mi serce. Że też pozwoliłam jej wejść na to przeklęte drzewo! Gdybym nie zgodziła się na wyprawę nie doszło by do tego wszystkiego.
Nie wiedziałam co mam robić. Przyłożyłam głowę do klatki piersiowej Lori, jednak nie słyszałam bicia serca. Stanęło! Po prostu stanęło! Z niedowierzaniem spoglądałam na lisicę. Przecież to nie może być prawda! Nie byłam w stanie dopuścić do siebie myśli, o tym że mogę jej już nigdy więcej nie zobaczyć. Mimo iż znałyśmy się dość krótko, czułam z Lori silną więź. Ilekroć coś mnie trapiło, zawsze to zauważała i próbowała pocieszyć. Nigdy nie miałam takiego przyjaciela. Tak, przyjaciela. Nie jestem w stanie określić Lori mianem "znajomej" bądź "dobrej koleżanki". Istoty tak niezwykłe jak ona nie mogą umierać. To nie jest możliwe.
-Lori... To powinnam być ja... Dlaczego Ty? Powiedz, dlaczego Ty?-płakałam wtulając głowę w jej ciało.
Nigdy nie czułam takiego żalu, nawet gdy musiałam zostawić brata. Dlaczego to wszystko jest takie niesprawiedliwe? Czemu los skazał Lori na śmierć? Jeżeli Bogowie chcieli wbić mi nóż w serce to im się udało. Przecięli je na pół. Gdybym mogła to dołączyłabym do Lori, zabijając się by przejść w zaświaty. Byłam rozdarta. Nie chciałam już żyć, ale nie mogłam zostawić szczeniąt. W końcu już raz straciły rodziców. Położyłam się na trawie obok lisicy. Lori leżała sztywno nie dając znaków życia.
-Gdybyś mogła... Choć na chwilę znów spojrzeć mi w oczy... Uśmiechnąć się... Odezwać się...-trąciłam delikatnie lisicę nosem.
-Zostanę tu z Tobą... Wiem że pewnie nie ma Cię teraz przy mnie. Zapewne jesteś już w niebie... Ale chcę być z Tobą Lori...
Poczułam chłodny wiatr na swojej sierści. Po chwili zaczął padać deszcz. Robiło się coraz zimniej. Po karku przeszedł mi dreszcz. Stanęłam nad ciałem lisicy, osłaniając ją przed spadającymi kroplami wody. Stałam tak przez kilka godzin. Zasnęłam obok Lori.
Obudziły mnie promienie słońca. Podniosłam wzrok. Na niebie widniała piękna tęcza. Nagle usłyszałam cichy głos... To był głos Lori. Otworzyłam szeroko oczy nie dowierzając.
Lori podniosła głowę z trawy.
-Lori! Ty żyjesz! Ty żyjesz! Ty żyjesz!-wykrzykiwałam skacząc ze szczęścia.
Nie byłam w stanie opisać swojej radości. Stał się cud.
Po chwili dotarło do mnie coś... Zaraz, zaraz... Przecież Lori nie biło serce, nie dawała znaków życia jak to możliwe. Czyżby Bogowie maczali w tym łapy?
Lori?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.