poniedziałek, 6 marca 2017

Od R. cd opowiadania Alegorii

- Nie bierz nic stąd. - mruknąłem.
Tyle rzeczy... Ciekawy jestem, kto to tu zgromadził i w jakim celu. A raczej co. Alegoria zwróciła uwagę na zwinięty w rulon zwitek papieru, który leżał przy tych wszystkich bogactwach. Co to? Ostrzeżenie? Klątwa? A może ważna informacja?
- Dlaczego? - zapytała. Lisica podeszła do listu, chcąc zapewne go odczytać.
- To może być... niebezpieczne. - odparłem.
Aby nie upaść, musiałem oprzeć się o skałę. Rana na łapie okropnie piekła, przez co coraz trudniej było mi ustać na nogach. Położyłem łapę na twardym, zimnym kamieniu. Nie był chropowaty jak normalne kamienie, bardziej... jakby wyciosany? Pod poduszkami wyraźnie czułem proste zagłębienia. Jedne były pionowe, drugie poziome, inne położone jakoś na skos.
Tymczasem Alegoria uważnie badała otoczenie listu, czy aby na pewno czegoś nie przeoczyliśmy. Niestety, wszystko wyglądało na jasne.
Słowa? Tak, to mogły być słowa. Z trudem odkleiłem się od ściany, po czym stanąłem przed nią i zmrużyłem oczy, aby cokolwiek dostrzec. Słowa były zatarte, ale mimo to i tak mogłem je rozczytać.
- Drzewa... - zacząłem mamrotać do siebie. Zupełnie, jakbym był niespełna umysłu. - Mówią... Po łacinie.
Co to miało znaczyć?
- R.? - Usłyszałem głos lisicy. - Mogę otworzyć ten list?
- Chyba nie mamy wyboru. - westchnąłem.
Drżącymi łapami lisica odwiązała wstążkę, a wtedy coś wypadło z rulonu. Mała, szafirowa główka lisa z rubinowymi oczami. Niepokojące. Spojrzałem na Alegorię, która obserwowała to znalezisko ze ściśniętym gardłem. Chwilę potem jej wargi rozchyliły się.
- Świątynia Wisielca. - przeczytała. - Wydaje mi się, że mamy się udać do jakiejś Świątyni Wisielca. Tylko... jak?

Alegoria?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.