Biegłyśmy w milczeniu przez puszczę, co dawało mi możliwość planowania jakie kroki trzeba będzie podjąć w razie ataku niedźwiedzia. Przyznam, że już sama myśl o tym co może się zdarzyć przyprawiała mnie o dreszcze, a jeszcze gorzej się czułam, gdy przypominałam sobie obecność Rity, czemu? Gdyby coś się jej stało to byłaby to w 100% moja wina, ponieważ to wszystko to był mój pomysł...
W czasie gdy rozmyślałam o tym wszystkim, powoli dochodziłyśmy w stronę rzeki, przez którą powinniśmy przepłynąć.
- Marnujemy na to energię? - Rita spojrzała się ze zniesmaczeniem na wodę, pewnie wczorajsze zmęczenie odbiło na niej swoje piętno.
- Może gdzieś w okolicy jest jakiś most... - w sumie to nie wierzyłam w to co powiedziałam. Przeszłyśmy ładny kilometr, by zobaczyć... nic.
- Chyba musimy przepłynąć. - powiedziałyśmy i ruszyłyśmy w stronę drugiego brzegu. Podczas przeprawy okazało się, że nurt był spokojniejszy niż wczoraj i nie zmęczyłyśmy się tak bardzo jak myślałyśmy. W końcu nasze łapy natknęły się na piaszczysto - kamieniste podłoże pozwalając nam wydostać się na brzeg.
- Odczekajmy tu chwilkę... - powiedziałam do lisicy otrzepując się z nadmiaru wody.
- Hmm dobrze, ale musimy w razie czego uważać na tego niedźwiedzia...
Usiadłyśmy na jakimś starym pieńku i zaczęłyśmy oglądać otoczenie, ale podczas gdy Rita patrzyła się w okoliczne krzaki, ja biegłam wzrokiem po najwyższych konarach drzew. Niespodziewanie oślepił mnie błysk, co tam mogło być?
- Widzisz tamte błyski? - wskazałam łapą w stronę konarów.
- Ano tak...
Czyli to nie było widziane tylko przeze mnie złudzenie... Nagle poczułam niesamowitą ochotę, by zobaczyć od czego odbija się światło.
- Wejdę na jakieś drzewo i zobaczę czy z góry czegoś przypadkiem nie widać. - rzekłam.
- Dobrze poczekam tutaj... - na te słowa Rity ruszyłam w stronę drzewa z którego 'wychodziły' dziwne błyski. Nic wokół nie obchodziło mnie tak jak tamte konary... Po chwili postawiłam łapę na pierwszy łęk i zaczęłam się wspinać. Niestety przestałam zwracać uwagę na wysokość, niebezpieczeństwo upadku oraz na wszystko inne. Po kilku dłużących się minutach zobaczyłam je, na prowizorycznym gnieździe leżały cztery... drogie kamienie ( chyba rubiny ), aż mi mowę odjęło z wrażenia!
- Rita!!! Chodź tutaj! - krzyknęłam po chwili, gdy głos do mnie wrócił nie odrywając wzroku od cudeniek.
- Lori...
- Tak?
- Wiesz, że jesteś na drzewie na wysokości około dwudziestu pięciu metrów?! - usłyszałam w głosie lisicy wyraźną nutę paniki, spojrzałam spokojnie na dół ponieważ nigdy nie miałam lęku wysokości, ale niestety na widok przestrzeni dzielącej mnie, a podłoże, aż mi pociemniało w oczach...
"Zachowaj spokój, tylko on cię może uratować" - pomyślałam, lecz po chwili zamiast 'fali rozluźnienia', poczułam strach.
- Masz babo placek... - szepnęłam.
- Za tobą, uważaj!!! - usłyszałam krzyk Rity i poczułam jak coś rozdziera mi głęboko ramię, następne wydarzenia potoczyły się szybko... zdecydowanie za szybko. Krew zaczęła oblepiać mi futro oraz powoli przestałam czuć swoje łapy, potem kolejne uderzenie i pęd powietrza, ziemia zbliżała się z każdą chwilą...
***
Otworzyłam powoli oczy, gdzie ja jestem? Wszędzie wokół mnie było dziwnie biało, jedynymi rzeczami jakie można było zobaczyć to kilka drzew pokrytych różowymi płatkami i spokojnie płynącą rzekę.
- Jest tu ktoś? - szepnęłam, bowiem atmosfera tego miejsca mimowolnie skłaniała mnie do ciszy.
- Jest. - usłyszałam cichy, ale zdecydowany głos i obok mnie pojawił się rudy lis.
- Kim jesteś? - zastrzygłam lekko uszami nic nie rozumiejąc, a samiec zaśmiał się cicho pod nosem.
- Nazywam się Balor - bóg życia pośmiertnego, a także przewoźnik zmarłych dusz do zaświatów.
Oniemiałam, to ja umarłam? Niemożliwe! Nie wiedziałam co o tym myśleć...
- Ale, jak, bo ja nie rozumiem - rzekłam kłaniając się Balorowi.
- Przypomnij sobie ostatnie wydarzenia, albo nie, spójrz. - bóg narysował na tafli wody prostokąt w którym nagle zobaczyłam jak spadam z poraniona z drzewa.
- Nie mogę uwierzyć, we własną śmierć! - podniosłam lekko głos i kilka łez stoczyło mi się delikatnie po policzku. Balor spojrzał na mnie i powierzał ciepłym głosem:
- Lorianno, nie jesteś jeszcze w zaświatach, to znaczy, że jeszcze w jakiejś części żyjesz...
Nagle do głowy wpadła mi myśl która ciekawiła mnie od długiego czasu.
- Mój ojciec, bracia i siostry, czy oni... byli tutaj?
- Tak, oni znajdują się teraz w zaświatach, ale mam dla ciebie smutną ( czy wesołą?) wiadomość...
- Jaką? - zaniepokoiłam się.
- Twoja matka też niedawno tu była.
Już nie wiedziałam co myśleć, ale Balor pewnie gadał o śmierciach na okrągło, więc nie zacinał się i mówił dalej, ale już na inny temat.
- Jestem ciekaw, czemu Acoose, tak się na ciebie uwziął...
Już wolałam nic nie mówić, ponieważ znowu nie rozumiałam o co chodzi.
- ... myśliwy, wściekły pies, samochód i cała masa innych rzeczy ... pamiętasz to, prawda?
Przytaknęłam głową i zaczęłam się zastanawiać nad wydarzeniami z mojego życia.
- Balorze...
- Tak?
- Mówiłeś mi, że jeszcze nie umarłam, to znaczy, że mogę wrócić?
Bóg spojrzał się na jakiś zegarek na łańcuszku i powiedział:
- Skoro tego chcesz, tylko pamiętaj! Możesz mówić o tym co tu zaszło, ale tego nie rozgaduj na około, oraz to, że zwykle lisy nie wracają tak do życia, a i jeszcze jedno, w świecie 'żywych' minęło już pół dnia!
- Będę pamiętać, dziękuję. -ukłoniłam się bogowi.
***
Poczułam dziwny chłód, albo nie, nie dziwny tylko 'normalny' chłód powietrza, ale nie było wiatru, musiałam być w jakimś pomieszczeniu...
- Trzy ćwierci do marnej śmierci... - udało mi się wyszeptać, ledwo słyszalnym głosem.
Rita?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.