Zastrzygłam uszami, cyrk? Już kiedyś o czymś takim słyszałam... Rzuciłam zaniepokojone spojrzenie w stronę towarzyszki. W tym czasie człowiek zaczął coś krzyczeć do stojących obok ludzi. Byłam tą całą sytuacją mocno wystraszona, ponieważ źle mi się widziało życie poza lasem. Po chwili osobnik przeniósł klatkę na jakiś ogrodzony teren.
- Nie podoba mi się tu... - powiedziała do mnie cicho Flox.
- Mi też... - mruknęłam i zamachałam nerwowo ogonem.
- A co ten gość robi? - lisica wskazała na tego dziwnego osobnika który wcześniej gadał o cyrku - rzeczywiście, człowiek gmerał w jakimś ogromnym pudle mrucząc coś pod nosem. Nagle jednak zbliżył się do nas i... otworzył klatkę. Pomyślałam wtedy, że to jest chwila w której można uciec, więc wyskoczyłam z niej pewnym susem. Zanim jednak zaczęłam biec poczułam jak człowiek łapie mnie mocno za skórę na karku i nie zamierza jej szybko puścić.
- Zasada pierwsza! Nie toleruje żadnych ucieczek! - powiedział wykonując gesty dzięki którym zrozumiałam znaczenie tych słów. Zaczęłam energicznie machać łapkami pokazując, że moją zasadą jest stanie na ziemi, czego oczywiście nie zrozumiał.
- Trzeba wam nadać jakieś imiona... - rzekł samiec człowieka, a ja spojrzałam na Flox w błagalnym geście "uwolnij mnie".
- O już mam dla was idealne! Od dziś nazywacie się - tu podniósł głos - Hijo de la Luna i Hija del Sol. Czyli Syn Księżyca i Córka Słońca!
Spojrzałyśmy na siebie ogłupiałe, coś tam z ludzkiego umiałyśmy, więc zdałyśmy sobie sprawę z tego, że którąś z nas uznał za płeć przeciwną. Człowiek popadł w ekstazę i zaczął krzyczeć.
- Wielki treser Armando i jego dwa wytresowane lisy: Hijo de la Luna - wskazał na lekko ogłupiałą tym obrotem spraw Flox - i Hija del Sol! - teraz wskazał na mnie jednocześnie puszczając mnie.
- Poczekajcie tu chwilę zaraz wracam! - nagle Armando zniknął za jakąś dziwną kurtyną.
- Uciekamy? - zaproponowałam rozcierając skórę która z powodu długiego trzymania zaczęła sprawiać mi ból.
- Nie uda nam się, stąd nie ma wyjścia, którym możnaby było uciec...
- Szkoda, Hijo de la Luna... - szepnęłam cicho jakby zasmucona porażką, ale powiedzenie na głos tej pomyłki zaskutkowało kilkoma salwami nieopanowanego śmiechu.
- Ale Hija del Sol, jeszcze będzie okazja do ucieczki! - zaśmiała się Flox.
Przez chwilę gadałyśmy o tym całym cyrku i bagnie do którego wpadłyśmy, ale zamiast poważnej rozmowy przez cały czas chichotałyśmy. Po kilku minutach wypełnionych naszym rechotem wrócił ten tak zwany 'treser' i niósł... jakieś pudło z którego 'wychodziło' nadzwyczajnie wiele różnych zapachów. Armando wyjął z niego dwie zielone błyszczące obróżki pokryte jakimś dziwnym brokatem.
- Będe je regularnie zmieniał na inne, ale na dzień dzisiejszy starczą wam te. - powiedział krótko łapiąc mnie znów za kark ( ot nowy nawyk, muszę się przyzwyczaić!), przez chwilę mocowaliśmy się ponieważ ten człek wpadł na pomysł by założyć mi jedną z obróż.
- Spójrz na Syna Księżyca! On jest spojniejszy od ciebie spokojniejszy! - zaczęłam powoli przegrywać w walce, by w końcu skończyć z beznadziejną błyskotką na szyi. - Od dziś prywatnie będziesz się nazywać Córką Diabła... - powiedział oglądając kilka lekkich ugryzień i zadrapań. Potem złapał Flox która też stawiała opór, ale treserowi udało się dosyć szybko założyć obrożę.
- Jutro zacznę was uczyć chodzenia na smyczy... - mruknął odzyskując nagle humor.
Flox? Hijo de la Luna? Podziękowania dla Chali która wymyśliła genialne imię :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.