poniedziałek, 6 marca 2017

Od Alegorii CD opowiadania R.

Udało się. Trafiliśmy do kolejnego korytarza. Przeturlaliśmy się po chłodnym podłożu. R. jęknął, łapa musiała go boleć.
-Pospieszmy się, pogarsza się. - stwierdziłam ponuro. W końcu zatarcie o bruk nie poprawiło sytuacji. Zobaczyłam, jak lis z trudem się unosi. Miał zamknięte oczy i zacisnięte zęby, musiało mu to sprawiać niemały ból.
-Pomóc ci iść? - spytałam troskliwie.
-Nie, dam radę. - syknął, kulał.
Wzruszyłam ramionami, normalnie zaczęłabym nalegać, ale nie było na to czasu. Powoli zmierzaliśmy do przodu. Usłyszałam jakiś szelest, natychmiast się zatrzymaliśmy i zaczęliśmy się rozglądać. Nastała cisza. Rzuciłam kamyk do przodu, z kamiennych ścian wysunęły się jakieś tuby, z których wydobył się ogień.
-No ładnie. - powiedziałam, a w moich oczach odbiły się płomienie o jakże ostrych barwach. Rzuciłam jeszcze jeden odłamek skalny, dla pewności. Nic się nie stało, więc ruszyliśmy przed siebie.
Dotarliśmy na jakąś łąkę, na której również znajdowało się wiele skarbów, lecz to nie była Świątynia Wisielca - z legendy wynikało, że to, czego szukamy to budowla ze złotymi kolumnami, dlatego stwierdziliśmy, że nie niczego stąd nie ruszamy, bo to może być kolejna pułapka, a ostrożnie podążaliśmy do przodu.

R.?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.