- Hej, hej, maleństwo. - zaśmiałem się widząc gramolące się dziecko. - Ja nie daję mleka! - liznąłem ją po brzuszku wywracając delikatnie na drugą stronę.
- Chaaaalliii. - zawyłem. - Ona jest już na prawdę głodna.. - westchnąłem patrząc na szczeniaczka.
Jak to możliwe, że w jej malutkim ciele płynie moja krew. Jest tak maleńka.. A taka śliczna. Była niemalże idealnie symetryczna. Wiedziałem, że będzie zgrabną, długonogą lisicą. Idealnie symetryczną i jeżeli Shan da, to może nawet i ogniście rudą alfą.
- Ale mam piękną córkę. - wymyłem ją dokładnie, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
Podeszła do nas ruda, nasłuchując.
- Daj małej jeść. Sprawdzę kto to.
- Może to Ballada?-zapytała drżącym głosem.
- Spokojnie. To nie on. On nie puka grzecznie do drzwi. - uśmiechnąłem się unosząc brew i podszedłem do wejścia.
- Witaj, Harpagon! Wejdź. - otworzyłem szeroko drzwi przed lekarzem.
- Cześć i czołem, alfo. Wybacz, że nie przyszedłem wczoraj. Miałem pacjentkę i jakoś wypadło mi z głowy..
- Nie przejmuj się. Grunt, że do nas zawitałeś.
- Tak. Dokładnie. - zaśmiał się. - To gdzie mama z dzieckiem?
- Zaprowadzę cię.
- A nie pogryziesz mnie? - uniósł brew.
Popatrzyłem na niego jak na wariata.
- Jeśli mnie sprowokujesz, to jak najbardziej. - przekręciłem oczyma.
- HA! Dobre! Idźmy już. - prawie zakwiczał taszcząc za sobą torbę.
Chazli?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.