Uśmiechnęłam się, widząc uradowanego Fulco.
- Ace... - zmarszczyłam brwi. - Czy to trochę... Nie za wcześnie?
Z pyska lisa zszedł uśmiech równie szybko, co się pojawił. Jego twarz przybrała zakłopotany wyraz.
- Znachor mówił, że wszystko w porządku... - wymamrotał zdenerwowany. - Zejdźmy z chodnika.
Zaczęłam się martwić. Co jeśli jednak nie wszystko było w normie...?
- Nie martw się. - powiedział pogodnie. - Jeśli Znachor coś mówi to to zazwyczaj jest prawdą. Lizzie może się rozwijać dosyć szybko jak na szczenię, a poza tym jesteś szczupła, więc szybciej poczujesz ruchy dziecka.
- A... Chyba, że tak. - mruknęłam.
- No. - Objął mnie niemalże z czułością.
Nie spodziewałam się aż takiej czułości z jego strony... Ale nie zamierzałam mu o tym mówić. Cholera, to coś zaczyna mi się podobać.
- Lizzie, kochanie, siedź na razie spokojnie. - przemówiłam do brzucha.
Ace nie mógł się powstrzymać i przytulił do niego pysk, mrucząc przy tym jak kot.
- Masz innych ludzkich znajomych? - zmieniłam temat.
Ace?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.