- Moonie, trzymajcie mnie mocno, bo nie wytrzymam.. - zacząłem chodzić nerwowo w tę i wew tę.
Ona nie może mieć szczeniąt.. To ją wyniszczy... Jej sierść stanie się rzadsza, zmatowieje, schudnie i... nigdy już tego nie odzyska... Ja... Martwię się o nią. Jest głupia, ale się martwię.
A ten oszołom?!
Przyspieszyłem chodu obracając kółka. Znajdę go, a wtedy pożałuje, że się tu zbliżył. Na moje terytorium... Do mojej Chalize.
Wybiegłem z nory kierując się na zachód. W miejsce, gdzie wdziałem go po raz ostatni.
Dotarłem na miejsce i zacząłem węszyć. Kilka minut i złapałem trop. Pognałem jego śladem aż do jaskini oddalonej od mojego terytorium o jakieś pięć kilometrów. Wparowałem do środka niemalże kopiąc drzwi.
Siedziało tam kilka lisów. Spojrzało na mnie z otwartymi szeroko oczyma.
- Gdzie jest ten pokraka?! - warknąłem nie składając żadnych wyjaśnień.
- Tutaj.. - wyłonił się zza towarzystwa.
Podszedłem do niego szybkim krokiem i zdzieliłem mocno w twarz.
- Au.. - zawył kładąc na poliku swoją łapę. - Za co to?
- Ty dobrze wiesz za co. - wykonałem ten sam ruch.
Poczułem na sobie kilka par oczu. Nikt mu nie pomógł. Był omegą.
- Naraziłeś się alfie stada w którym zaatakowałeś lisicę. Myślisz, że teraz usiądę i wypiję z Tobą bruderschafta?!
Nie odezwał się, więc rzuciłem się na niego. Wynik był już oczywisty od początku.
Chalize?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.